A bo Reksio Gość nie lada
A bo Reksio
Gość nie lada
Garniturek
Zawsze
czysta
Śnieżna biel
I tych kilka
Łatek z brązu
Aby łatwiej
był widoczny
Kiedy świat
Pokryje śnieg
Już nigdy
Baczenie na
wszystko ma
W mig obleci
Wszystkie
kąty
Tylko niech
nosek podniesie
A w mig
zwietrzy
Zwietrzy
słońce
Zwietrzy
deszcz
I sam lubi
być na ścieżce
Zwłaszcza gdy
Zaczyna dzień
Gdy już wieczór
Gdy już noc
Niech kto
tylko
Wejdzie w
drogę
Wrogiem jest
Reksio
wzrost raczej motyla
Może
bardziej szynszyl mysz
Lecz
wojownik
Nie z tej
ziemi
Jak ów
Stefek Burczymucha
Gdy nadarzy się okazja
Zaraz rwetes
Straszna
walka
Choćby
niedźwiedź
Borsuk dzik
lub wilk
Małe to to
ale głos ma
Operowe
ujadanie
Głos ulicy
Głos
dzielnicy
A i kniei
Jeśli
jeszcze
Czasu stanie
Lecz i walkę
przerwać gotów
Choć wysiłek
taki trudny
Niech
usłyszy brzęk miseczki
Albo jakiś
zapach z kuchni
Nawet spacer
Chociażby
gdzieś
W środek
lasu
Jak
najszybciej
Rwie do domu
Wprost na
szagę
I na przełaj
Tylko sobie
znaną
W bloku całe
ma mieszkanie
Trzy pokoje
a i kuchnia
Wszędzie ma
wygodne spanie
W innym śpi
więc
W nocy rano
W innym
całkiem
Do południa
A
pieszczoszek niebywały
Przytuliński
ponad miarę
Wprawdzie
szczodrze
Serce daje
Ale tylko
tylko dotąd
Póki jeszcze
nie jest jego
Jego Pani
łóżko całe
Potem tylko
okopanie
I sen słodki
Aż do świtu
Bywa we śnie
Goni bajkę
Pośród
mlasków
I skowytów
Bywa rano
Pani pyta
Powiedz Reksiu
Co się śniło
Kto znów
stanął
Tobie na
drodze
Znów toczyłeś
Jakąś walkę
I pochwała
znów od Pani
I uznanie
I zdumienie
I tak Pani
I Reksiowi
Co dzień
życie
Pięknie
biegnie
Stanisław
Józef Zieliński
28. 01. 2025
Komentarze
Prześlij komentarz